Są miejsca na ziemi, które wyglądają jak sen, i są takie, które przypominają początek świata. Islandia jest jednym z nich. To miejsce, gdzie ziemia paruje, morze śpiewa, a niebo tańczy. Każdy kilometr drogi prowadzi jakby do innego świata – surowego, dzikiego i hipnotyzująco pięknego w swej naturze. To kraina, w której przyroda nie zna kompromisów. Pisze własne prawa, a człowiek pozostaje tylko świadkiem jej potęgi i milczącym obserwatorem w teatrze żywiołów.

Foto 1
Spotkanie z wyspą ognia i lodu w Reykjavíku
Kiedy samolot zniża się nad Islandią, pierwsze, co uderza w oczy, to surowość krajobrazu. Zamiast zieleni i gęstych lasów, widać rozległe pola lawy, ciemne niczym węgiel, poprzecinane smugami śniegu i pary wydobywającej się z ziemi. Wyspa ognia i lodu wita podróżnych w sposób, który od razu każe poczuć jej potęgę. Wiatry smagają klify, para unosi się nad gejzerami, a ocean z impetem rozbija się o czarne plaże. Każdy element tej krainy wydaje się mówić: „to ja tu rządzę”.
Reykjavik, stolica Islandii, jest pierwszym przystankiem na tej niezwykłej ziemi, gdzie żywioły od wieków splatają się w fascynującym tańcu natury. Pierwsze zetknięcie z miastem to coś więcej niż turystyczna przygoda. To wejście w świat, w którym ziemia, ogień, woda i powietrze współistnieją w doskonałej równowadze. To doświadczenie pokory wobec natury i zachwytu nad tym, jak człowiek potrafi dostosować się do najtrudniejszych warunków. Reykjavik to najmniejsza stolica w Europie, a jednocześnie jedna z najbardziej niezwykłych. Rozciąga się nad zatoką Faxaflói, z której przy dobrej pogodzie widać majestatyczne pasma gór. Mimo niewielkich rozmiarów, miasto tętni życiem, a kolorowe domki, nowoczesna architektura, przytulne kawiarnie i bogata scena kulturalna nadają mu wyjątkowego charakteru. Spacerując po Laugavegur, głównej ulicy handlowej, można poczuć spokój i porządek, ale też wewnętrzną energię ludzi przyzwyczajonych do życia w harmonii z naturą. Z każdej witryny uśmiechają się islandzkie rękodzieła, wełniane swetry lopapeysa i butelki z lokalnym trunkiem Brennivínem, zwanym „czarną śmiercią”.

Foto 2
Warto też dodać, że Islandczycy słyną z gościnności, ale także z niezwykłej więzi z własną kulturą. W Reykjavíku można odwiedzić Harpa Concert Hall, czyli nowoczesny budynek z fasadą przypominającą kryształy lodu. To właśnie tutaj odbywają się koncerty i występy artystów z całego świata. Nieopodal wznosi się Hallgrímskirkja, monumentalny kościół inspirowany kształtem bazaltowych kolumn, które spotkać można w islandzkich wulkanicznych krajobrazach. Wieczorami miasto ożywa,
a bary i restauracje tętnią muzyką, rozmowami i śmiechem. Islandczycy lubią celebrować życie, szczególnie po długich zimowych miesiącach, kiedy słońce ukazuje się jedynie na chwilę.
Krajobraz jak z innej planety
Choć Reykjavik jest miastem, jego granice z naturą są niemal niewidoczne. Zamiast odciąć się od surowego krajobrazu, stapia się z nim w harmonijną całość. Wystarczy kilkanaście minut jazdy, by opuścić kolorowe ulice stolicy i znaleźć się w świecie, który wygląda, jakby nie należał do tej samej planety – wśród gejzerów, gorących źródeł i pól lawowych, gdzie ziemia dosłownie oddycha pod stopami. Już samo kąpielisko Blue Lagoon, położone pośród czarnych skał lawowych, jest symbolem niezwykłej relacji między człowiekiem a przyrodą. Błękitno-mleczna woda kontrastuje z surowym, niemal księżycowym krajobrazem, a unosząca się nad nią para tworzy wrażenie, jakby kąpiel odbywała się między światem rzeczywistym a snem. Zapach siarki przypomina, że to, co piękne, rodzi się tu z głębi ziemi, z jej ciepła, siły i nieustannego ruchu.

Foto 3
Zaledwie kilka kilometrów dalej, na obrzeżach Reykjaviku, zaczyna się przestrzeń, w której niebo gra główną rolę. W chłodne, bezchmurne noce można stąd podziwiać zorzę polarną i jej zielono-fioletowe wstęgi światła tańczące po firmamencie. Zjawisko to wydaje się czymś nie z tego świata. Światło drży, wiruje i rozlewa się nad horyzontem niczym falujący oddech kosmosu. W takiej chwili człowiek przestaje myśleć o czasie, o zimnie, o codzienności, a pozostaje tylko zachwyt. Patrząc w rozświetlone niebo, ma się wrażenie, że Islandia wita przybysza na swój sposób – nie słowami, lecz spektaklem natury, który mówi więcej niż jakikolwiek język. To doświadczenie, które zostaje w pamięci na zawsze, bo trudno zapomnieć miejsce, gdzie ziemia i niebo naprawdę się spotykają.
Złoty Krąg – podróż do serca Islandii
Opuszczając Reykjavik i kierując się na wschód, droga szybko zmienia się w wstęgę wijącą się przez niekończące się pola lawy i zielone doliny. Po kilku godzinach jazdy zaczyna się Złoty Krąg. Trasa ta prowadzi przez jedne z najpiękniejszych miejsc na Islandii. To podróż, podczas której można dosłownie dotknąć żywiołów: ziemi, ognia, lodu i wody. Pierwszym przystankiem jest Park Narodowy Þingvellir (Thingvellir), wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. To tu w 930 roku zebrał się pierwszy islandzki parlament, Althing, co czyni to miejsce jednym z najstarszych ośrodków demokracji na świecie. Jest to miejsce o wyjątkowym znaczeniu zarówno przyrodniczym, jak i historycznym. Dolina, w której się znajduje, leży dokładnie na styku dwóch płyt tektonicznych: północnoamerykańskiej i euroazjatyckiej. Spacerując wzdłuż szczeliny Almannagjá, można dosłownie stanąć między dwoma kontynentami. Ziemia w tym miejscu pęka, przesuwa się i przypomina, że Islandia nie jest zwykłą wyspą, ale żywym fragmentem planety w ciągłym ruchu. Krystalicznie czysta woda w jeziorze Pingvallavatn i surowe skały otaczające dolinę tworzą krajobraz, który zachwyca spokojem, a jednocześnie budzi respekt wobec sił natury.

Foto 4
Niedaleko stąd znajduje się dolina Haukadalur, w której natura pokazuje swoje najbardziej widowiskowe oblicze. Tutaj, co kilka minut eksploduje gejzer Strokkur, wyrzucając w powietrze fontannę wrzącej wody. Wokół bulgoczą błotne źródła, para unosi się z ziemi, a powietrze pachnie siarką. To miejsce, w którym można poczuć, że planeta naprawdę żyje dosłownie pod stopami. Natomiast na pustkowiu wulkanicznym Landmannalaugar ziemia mieni się wszystkimi odcieniami żółci, czerwieni i zieleni. To barwy minerałów, które wypłynęły na powierzchnię podczas erupcji. Muszę przyznać, że wnętrze wyspy jest dzikie
i pierwotne, jakby należało bardziej do Marsa niż do Ziemi. Nie przypadkiem właśnie tutaj NASA testowała swoje łaziki przed wysłaniem ich na Czerwoną Planetę. Krajobraz Islandii pozbawiony drzew, pełen zastygłej lawy, kraterów i surowych przestrzeni naprawdę przypomina kosmiczny świat. Ale w przeciwieństwie do Marsa, tutaj wszystko tętni energią. Słychać tu syk pary, bulgotanie błotnych źródeł i szum lodowych rzek. To zjawisko zostaje w pamięci na zawsze.

Foto 5
Trzecim i ostatnim punktem Złotego Kręgu jest majestatyczny Gullfoss, czyli „Złoty Wodospad”. Rzeka Hvítá, płynąca z lodowca Langjökull, spada tu dwiema potężnymi kaskadami w głęboki kanion. W słoneczne dni w unoszącej się mgle tworzą się tęcze, które nadają temu miejscu niemal mistyczny charakter. Legenda głosi, że nazwa „złoty” pochodzi od skarbu ukrytego w wodospadzie przez miejscowego rolnika – Þóra Tómasa. Według innej interpretacji – to po prostu złota poświata, jaka często pojawia się w promieniach zachodzącego słońca, odbijających się od spienionej wody. Stojąc na krawędzi kanionu, czuje się potęgę natury, której człowiek może tylko się przyglądać z pokorą. Huk wody zagłusza wszelkie myśli, a zimna mgła osiadająca na twarzy przypomina, że Islandia to nie miejsce do zwiedzania, ale przede wszystkim do przeżywania.
Złoty Krąg Islandii to nie tylko trzy punkty na mapie. To opowieść o tej niezwykłej wyspie w pigułce. Historia, geologia i surowe piękno natury łączą się tu w jedno. W ciągu jednego dnia można dotknąć przeszłości, poczuć oddech ziemi i zobaczyć siłę, która kształtuje tę niezwykłą wyspę. Podróż Złotym Kręgiem kończy się tam, gdzie się zaczęła – w Reykjavíku. Ale każdy, kto przemierzył tę trasę, wraca już odmieniony. Islandia zostawia ślad nie tylko w pamięci, lecz także w sercu. Bo Złoty Krąg to podróż do samego serca wyspy ognia i lodu.
W stronę lodu – języki i laguny
Po podróży przez Złoty Krąg, w której ogień i woda spotykają się w tańcu gejzerów i wodospadów, czas ruszyć dalej – na wschód, w stronę lodu. Trasa wzdłuż południowego wybrzeża Islandii prowadzi przez jedne z najbardziej malowniczych krajobrazów na świecie. Droga wijąca się między czarnymi polami lawy, surowymi górami i otwartym oceanem prowadzi ku lodowcom – potężnym rzekom zamarzniętego czasu. Lodowiec Vatnajökull, największy w Europie, rozciąga się na obszarze większym niż wszystkie inne lodowce Islandii razem wzięte. Jego języki – długie, wąskie ramiona lodu – schodzą w dół dolin niczym spokojne, ale nieubłagane potwory. Każdy z nich ma swoje imię i charakter: Skaftafellsjökull, Falljökull, Svínafellsjökull. Ich nazwy brzmią jak echo pradawnego języka, którym przemawia sama natura.

Foto 6
Z bliska lodowiec nie jest tylko białą masą. To krajobraz pełen barw: od czystej bieli po odcienie błękitu i srebra, przetykany czarnymi smugami popiołu, które przypominają o wulkanicznej naturze tej wyspy. Spacer po języku lodowca, w uprzęży i z czekanem, to spotkanie z czymś większym od człowieka. Każdy krok skrzypi pod nogami jak stary śnieg, a chłód powietrza przenika aż do kości. I choć to tylko lód, ma w sobie coś żywego. Ma się wrażenie jakby w jego wnętrzu wciąż pulsowało wspomnienie dawnych epok.
Jökulsárlón – laguna z innego świata
Niedaleko stóp lodowca Breiðamerkurjökull znajduje się jedno z najbardziej niezwykłych miejsc na całej Islandii – Jökulsárlón, czyli „lodowa laguna”. To jezioro, które powstało, gdy cofający się lodowiec ustąpił miejsca wodzie. Teraz po jego powierzchni dryfują ogromne bryły lodu, odrywające się od czoła lodowca i powoli spływające ku morzu. Lód mieni się w słońcu odcieniami błękitu, turkusu i bieli, tworząc nieziemski krajobraz. Czasem w szczelinach między krami pojawia się foka, wynurzająca się z wody, jakby pilnowała tej krainy ciszy i zimna. Nad laguną unosi się atmosfera spokoju i melancholii, a wszystko tu płynie powoli, w rytmie topniejącego lodu.

Foto 7
Tuż obok znajduje się Diamond Beach, czyli słynna „plaża diamentów”. Czarne, wulkaniczne piaski kontrastują z połyskującymi kawałkami lodu wyrzuconymi przez fale. Każdy z nich wygląda jak przezroczysty, nieregularny i połyskujący w promieniach słońca kryształ. Stojąc tam, trudno oprzeć się wrażeniu, że to miejsce jest jak granica między światem rzeczywistym a snem. Podróż w stronę lodu to nie tylko wyprawa przez krajobraz, ale niezapomniana wędrówka w głąb samej Islandii, a może nawet w głąb siebie. Surowe piękno tej krainy uczy pokory wobec natury, ale też zachwytu nad jej niezwykłością. Lodowce i laguny są jak serce wyspy, bijące powoli jakby z rytmem wieków. Każda kropla wody, każdy pęknięty kawałek lodu to część nieustannego cyklu, który trwa od tysięcy lat. Islandia w tym miejscu jest cicha, chłodna i majestatyczna, jakby chciała przypomnieć, że czas człowieka to tylko chwila wobec wieku lodu.

Foto 8
Czarne plaże Vik – kraina kontrastów
Po opuszczeniu lodowych lagun i błękitnych języków Vatnajökull droga prowadzi dalej na zachód. Wzdłuż południowego wybrzeża Islandia odsłania swoje najbardziej dramatyczne oblicze. To tutaj ziemia spotyka się z oceanem w nieustannym dialogu – pełnym siły, huku i piękna. Każdy kilometr tej trasy to kolejna opowieść o skałach, wietrze i wodzie, które wspólnie tworzą pejzaż jak z innej planety. Jednym z najbardziej znanych miejsc południowego wybrzeża jest Vík í Mýrdal – niewielka miejscowość położona u stóp zielonych klifów, przy jednej z najpiękniejszych plaż świata. Reynisfjara, czyli czarna plaża, naprawdę wygląda jak kadr z filmu fantasy. Piasek, powstały z wulkanicznego pyłu, połyskuje niczym obsydian, a fale Atlantyku rozbijają się o brzeg z potęgą, która nie zna litości.

Foto 9
Z morza wyrastają majestatyczne formacje skalne Reynisdrangar – trzy smukłe kolumny bazaltu, które według legendy są skamieniałymi trollami, zaskoczonymi przez świt. Z kolei tuż obok wznosi się Dyrhólaey – klif z ogromnym łukiem skalnym, przez który widać bezkres oceanu. W sezonie letnim na jego szczytach gniazdują maskonury. Są to ptaki o barwnych dziobach, które stały się jednym z symboli Islandii. To miejsce zdecydowanie zachwyca kontrastami. Czerń i biel, cisza i huk fal, chłód wiatru i ciepło zachodzącego słońca oddają jego klimat. Tutaj naprawdę można poczuć, że Islandia to wyspa, gdzie żywioły nie walczą, lecz współistnieją.
Wodospady – srebrne wstęgi życia
Podróżując dalej, trudno nie zatrzymać się przy dwóch wodospadach, które należą do najbardziej rozpoznawalnych w kraju – Skógafoss i Seljalandsfoss. Skógafoss spada z wysokości 60 metrów, tworząc ścianę wody tak gęstą, że z daleka wygląda jak żywy srebrny mur. Legenda głosi, że w jaskini za wodospadem ukryty jest skarb wikinga Þrasi Þórólfssona – i choć nikt go nigdy nie znalazł, mieszkańcy twierdzą, że w słoneczne dni w tęczy rozciągającej się w mgiełce można dostrzec jego odbicie. Kilka kilometrów dalej płynie wyjątkowy wodospad, bo można obejść go dookoła. Ścieżka prowadzi za ścianę wody, a tam świat wygląda jak przez kryształową kurtynę. Dźwięk spadających kropel i gra światła tworzą atmosferę niemal mistyczną, jakby czas na chwilę przestał istnieć.

Foto 10
Południowe wybrzeże to nie tylko pejzaże, ale również emocje zapisane w skałach i wietrze. Tu ocean ma głos, a ziemia tylko słucha. Fale Atlantyku, wiecznie niespokojne, uderzają o czarne klify, przypominając o potędze natury, która potrafi niszczyć i tworzyć jednocześnie. W wielu miejscach widać ślady dawnych erupcji i powodzi lodowcowych – jökulhlaup, które potrafiły zmienić bieg rzek i kształt lądu w ciągu jednej nocy. To właśnie ta nieprzewidywalność sprawia, że południowa Islandia wydaje się wciąż żywa. Tu nie ma nic trwałego – wszystko się zmienia, przekształca i płynie.
Islandia to więcej niż tylko podróż
Trudno o miejsce, które tak intensywnie działa na zmysły. Islandia nie jest tylko kierunkiem turystycznym. To stan ducha i zarazem podróż w głąb natury, ale też w głąb samego siebie. Każdy, kto tu był, mówi o tym samym: że trudno się z tą wyspą pożegnać. Bo Islandia nie daje się zapomnieć – zostaje w człowieku na zawsze.
Tekst: Anna Molęda – Kompolt
Zdjęcia: Pixabay
Informacje praktyczne:
- Najlepszy czas na podróż: maj–wrzesień (długie dni, łagodna pogoda) lub grudzień–marzec (zorza polarna).
- Transport: najlepiej wynająć samochód – islandzkie drogi (zwłaszcza słynna Ring Road) to część przygody.
- Waluta: korona islandzka (ISK).
- Nie przegap: wodospadu Dettifoss, półwyspu Snæfellsnes, lodowcowej jaskini w Katla, i kąpieli w naturalnym źródle Reykjadalur.
