Nantes, malowniczo rozciągnięte nad Loarą, to miasto, w którym sztuka i kultura pulsują na każdym kroku. Pełne niezwykłych atrakcji, zaskakuje kreatywnością i zachwyca niepowtarzalnym artystycznym klimatem. Jest prawdziwą perłą dla miłośników sztuki, kultury i niezwykłych atrakcji turystycznych. To miejsce, gdzie wyobraźnia artystów przekracza granice codzienności. Przemierzenie Nantes pieszo czy na rowerze to dwa zupełnie różne doświadczenia, które razem układają się w pełny obraz tej fascynującej metropolii nad Loarą.

Spacerem przez serce Nantes

Rozpoczynam swój dzień od powolnego spaceru brukowanymi uliczkami starego miasta. Miasto budzi się do życia, a zapach świeżych bagietek i kawy unosi się w powietrzu. Pierwszy przystanek – Pasaż Pommeraye. Ten elegancki XIX-wieczny pasaż handlowy przypomina o złotych czasach Nantes. Marmurowe schody, misternie zdobione balustrady i wystawy butików przyciągają wzrok odwiedzających. To więcej niż centrum handlowe, to dzieło sztuki architektonicznej. Wchodzę do pasażu od strony Rue de la Fosse. W mgnieniu oka z miejskiego zgiełku przenoszę się do świata stylowych żyrandoli, marmurowych kolumn i smukłych balustrad. Wnętrze pasażu rozświetla naturalne światło wpadające przez szklany dach – tak samo, jak w 1843 roku, gdy pierwszy raz otwarto bramy tego niezwykłego miejsca. Projekt powstał z inicjatywy Louisa Pommeraye, młodego prawnika, który postanowił zainwestować w nietypowy jak na swoje czasy pomysł: galerię handlową łączącą trzy poziomy miasta za pomocą wielopoziomowego przejścia. Pomysł, choć odważny, okazał się wizjonerski.

Spaceruję powoli schodami w dół. Po bokach – symetryczne galerie, sklepiki, księgarnie, eleganckie domy mody i sklepy z wyrobami artystycznymi. Choć dzisiejsi właściciele butików zmieniają się z biegiem lat, duch miejsca pozostał niezmienny. Wszystko tu przypomina o złotej epoce burżuazji: misternie rzeźbione figury kobiece, kolumny w stylu korynckim, balustrady z kutego żelaza. Na środku pasażu uwagę przyciągają rzeźby przedstawiające alegorie handlu, przemysłu i rolnictwa. To niemal jak żywe przypomnienie czasów, w których Nantes było potężnym portem handlowym. Pasaż nie tylko łączy trzy poziomy miasta, ale też splata przeszłość z teraźniejszością.

W jednej z kawiarni siadam przy stoliku z widokiem na środkowe schody. Starsza para czyta gazetę, turysta robi zdjęcia, a miejscowa studentka przechadza się z kawą na wynos. To miejsce nie jest tylko przestrzenią zakupową – to część tożsamości Nantes i tętniąca życiem scena codzienności. Często odbywają się tu pokazy mody, wydarzenia artystyczne, a zimą – świąteczne iluminacje zmieniają pasaż w bajkową krainę. W Pasażu Pommeraye można poczuć, że historia nie jest zamknięta w muzeum – tu wciąż się toczy, choć wolniejszym, eleganckim krokiem.

Przechodzę kilka ulic dalej, gdzie wznosi się potężna forteca – Zamek Książąt Bretanii (Château des Ducs de Bretagne). Jego białe mury odbijają światło, a fosa otacza dziedziniec, na którym dziś można napić się kawy w jednej z kawiarni. Przyglądam się dokładnie różnym stylom zamku i nie dziwię się, że dzisiaj wzbudza wiele kontrowersji. Zamek powstał w XV wieku, za czasów Franciszka II, ostatniego niezależnego księcia Bretanii. To on, wiedząc, że Bretania chyli się ku upadkowi jako niezależne państwo, wzniósł tę twierdzę – nie tylko jako rezydencję, ale i jako ostatnią linię oporu. Jego córka, Anna Bretońska, została królową Francji dwukrotnie – poślubiając kolejno dwóch francuskich królów – Karola VIII i Ludwika XII. To dzięki niej Bretania nie została zagarnięta siłą, ale złączona przez ślub. Zamek nie był jednak tylko sceną dworskich intryg. W jego murach rozbrzmiewał też lament więźniów. W czasie rewolucji francuskiej był więzieniem, a podczas II wojny światowej – miejscem niemieckiego garnizonu. W podziemiach można dziś zobaczyć pozostałości cel, a na murach – ślady kul.

Dziś Zamek Książąt Bretanii jest domem dla muzeum historii Nantes. Zwiedzając kolejne sale, można odkrywać nie tylko dzieje zamku, ale całego miasta – od czasów handlu niewolnikami, przez przemysłową świetność portu, po współczesną sztukę i migracje. W jednej z sal można stanąć na mapie świata i zobaczyć, dokąd wypływały statki z Nantes. Nie jest to łatwa lekcja – bo miasto było jednym z głównych portów handlu niewolnikami we Francji. Ale właśnie to wyróżnia ten zamek – nie chowa się przed prawdą. Przemawia nie tylko pięknem architektury, ale i odwagą opowiadania o tym, co trudne.

Wieczorem, gdy światła zamku odbijają się w wodzie fosy, a mieszkańcy Nantes siadają na trawie z kawą i bagietką, trudno uwierzyć, że to miejsce widziało tyle przemocy i zmian. Młodzież gra na gitarze, dzieci biegają po murach, a turyści fotografują na tle masywnych baszt. Zamek już nie straszy – teraz zaprasza. Nie chroni też przed najeźdźcą, ale przed zapomnieniem.

Z zamku kieruje się w stronę górującej nam miastem Katedry św. Piotra i Pawła. To nie jest zwykła świątynia, ale świadek pięciuset lat budowy, wojen, pożarów i – jak się okaże – nieśmiertelności. Pierwszy kamień pod jej fundamenty położono w 1434 roku. Nie z braku zapału, ale  z braku pieniędzy, wojen i zmieniających się priorytetów. Ta katedra nie powstała „z rozmachem” jak gotyckie katedry w Reims czy Chartres. Rodziła się powoli, z cierpliwości. Jakby sama wiedziała, że będzie musiała trwać długo. Kiedy przekraczam próg Katedry, najpierw uderza mnie chłód, potem cisza, a wreszcie – światło. Białe sklepienie odbija każdy promień, który wpada przez wysokie okna. Nie ma tu bogactwa barw witraży jak w innych katedrach. Jest surowość, która oczyszcza.

W bocznej nawie spoczywa sarkofag Franciszka II – ostatniego księcia Bretanii – i jego żony, Małgorzaty de Foix. To arcydzieło renesansu, wykonane z czarnego i białego marmuru. Leżą razem, dłonie mają splecione w modlitwie, a u ich stóp czuwają symbole cnót – roztropność, sprawiedliwość, odwaga i wstrzemięźliwość. Ich córka, Anna Bretońska, kazała wznieść ten grobowiec nie tylko z miłości do rodziców, ale i dla pamięci Bretanii. Stojąc przy sarkofagu, można zapomnieć o współczesnym świecie. Tylko czasami ktoś pstryknie zdjęcie. Ale szybko odchodzi – jakby sam czuł, że to nie miejsce na turystykę, tylko na zadumę. Wieczorem katedra tonie w świetle. Biała elewacja zdaje się unosić nad brukiem, jakby zrobiona nie z kamienia, a z papieru. Ale to tylko złudzenie.

Pośród wąskich uliczek starego miasta, w samym sercu Nantes, wznosi się neogotycka sylwetka Bazyliki św. Mikołaja. Właśnie tam kieruje teraz moje kroki. Ta monumentalna świątynia stanowi dla wielu mieszkańców nie tylko punkt orientacyjny, ale także symbol wytrwałości i duchowej siły. Już z oddali uwagę przyciąga strzelista wieża, która jakby przecina chmury nad Rue Affre. Gdy wchodzę do środka, przytłacza mnie cisza – nie złowroga, ale pełna majestatu. Wysokie sklepienia, światło wpadające przez kolorowe witraże i zapach starych drewnianych ławek tworzą atmosferę kontemplacji, jakiej trudno szukać w codziennym zgiełku miasta.

Bazylika nie zawsze wyglądała tak, jak dziś. Pierwsza świątynia w tym miejscu została zbudowana już w XIII wieku, ale jej historia to ciągłe zmagania z losem. Najpoważniejszy cios spadł na nią w 1943 roku – podczas alianckich bombardowań II wojny światowej niemal doszczętnie spłonęła. Przez lata jej ruiny przypominały mieszkańcom o dramacie wojny. Odbudowa rozpoczęła się dopiero w latach 50., a dzisiejszy kształt zawdzięczamy wieloletnim staraniom lokalnej społeczności i władz miejskich. – To nie tylko budynek – mówi mi starszy mężczyzna, który każdego ranka przynosi tu świeże kwiaty. – To część naszej tożsamości.

We wnętrzu świątyni uwagę przyciąga ołtarz poświęcony świętemu – z rzeźbą ukazującą go w szatach biskupich, z ręką uniesioną w geście błogosławieństwa. To właśnie przed nim ludzie zostawiają zapalone świece i karteczki z prośbami. Intymność tego miejsca kontrastuje z chłodem gotyckich łuków. Choć Bazylika św. Mikołaja to zabytek, nie jest jedynie reliktem przeszłości. Odbywają się tu koncerty organowe, wystawy i spotkania międzyreligijne. W każdą niedzielę msze przyciągają wiernych, a proboszcz parafii dba o to, by przestrzeń była otwarta również dla niewierzących – jako oaza spokoju i refleksji.

Wychodząc, jeszcze raz spoglądam na smukłą wieżę. W świetle popołudniowego słońca bazylika zdaje się opowiadać swoją historię każdemu, kto chce jej słuchać – historię o przetrwaniu, o wierze i o tym, że nawet po największej burzy można odbudować coś pięknego.

Spacerując ulicami Nantes, warto również zajrzeć do klimatycznych kawiarni i galerii rozsianych po całym mieście. Szczególnie interesującą dzielnicą jest Bouffay, gdzie można znaleźć liczne antykwariaty, małe galerie oraz miejsca spotkań artystów i miłośników sztuki. W tym mieście kawiarnie są często miejscami, gdzie artyści, pisarze, muzycy i przedstawiciele innych branż spotykają się, aby wymieniać poglądy, planować projekty czy po prostu delektować się filiżanką espresso w towarzystwie innych twórczych dusz. Warto dodać, że kawiarnie te są często częścią większej kulturowej przestrzeni, znajdującej się w pobliżu galerii, teatrów czy innych ośrodków artystycznych. To sprawia, że wiele kawiarni w Nantes jest także naturalnym przedłużeniem lokalnych wydarzeń artystycznych, które odbywają się w mieście przez cały rok.

Rowerem przez zielone Nantes

Popołudnie to idealny czas, by przesiąść się na rower. Nantes to jedno z najbardziej przyjaznych rowerzystom miast we Francji. Od lat inwestuje w infrastrukturę rowerową. Liczne ścieżki, specjalnie oznaczone pasy i stacje rowerów miejskich sprawiają, że jazda jest intuicyjna i bezpieczna – zarówno dla mieszkańców, jak i turystów. Dzięki aplikacji można łatwo wypożyczyć rower w dowolnym punkcie i oddać go w innym. To idealne rozwiązanie dla kogoś, kto chce zwiedzać bez pośpiechu. Wzdłuż Erdre i Loary ciągną się długie ścieżki rowerowe prowadzące poza ścisłe centrum. Wystarczy kilkanaście minut jazdy, by dotrzeć do Parc de la Gaudinière czy Parc de Procé – rozległych parków z alejkami, stawami i mnóstwem cienia. To miejsca, gdzie mieszkańcy Nantes uciekają na weekendowe pikniki i poranne jogi. 

Pierwszy punkt na mojej trasie to Île de Versailles. To niewielka wyspa na rzece Erdre, zamieniona w japoński ogród. Można tu zejść z roweru i pospacerować po ścieżkach między bambusami, oczkami wodnymi i bonsai. Sercem Île de Versailles jest tradycyjny pawilon w stylu japońskim, w którym mieści się Maison de l’Erdre – centrum edukacyjne i wystawowe. Można tam dowiedzieć się więcej o ekosystemie rzeki Erdre, ale też o filozofii, która stoi za japońskim ogrodem. Drewniana konstrukcja z ciemnego drewna i szerokim dachem przyciąga wzrok, ale nie dominuje – wtapia się w otoczenie, jakby od zawsze była częścią tego krajobrazu.

Wokół pawilonu rozciągają się strefy medytacji, bambusowe zagajniki i kaskady wodne. Niekiedy można spotkać lokalnych mieszkańców ćwiczących tai-chi o poranku albo studentów szkicujących detale ogrodu.

Z wyspy kieruję się w stronę Jardin des Plantes, ogrodu botanicznego, który powstał w XVIII wieku, ale jego obecny kształt zawdzięczamy XIX-wiecznej pasji do botaniki. To wtedy przekształcono go w jeden z najważniejszych ogrodów botanicznych we Francji. Dziś obejmuje ponad 7 hektarów, 10 000 gatunków roślin i 800 m² szklarni – liczby robią wrażenie, ale to atmosfera tego miejsca najbardziej zapada w pamięć. Spacerując wśród alejek, można poczuć się jak w podróży dookoła świata: sekwoje z Ameryki Północnej, bambusy z Azji, kaktusy z Meksyku i orchidee z tropików. Każde drzewo i każdy kwiat to fragment większej opowieści – o podróżnikach, naukowcach i ogrodnikach, którzy przez wieki pielęgnowali to miejsce z miłością i wiedzą.

Z centrum kieruję się ku nabrzeżom Loary. Przejeżdżając przez most, trafiam na Île de Nantes – dawniej przemysłową, dziś artystyczną wyspę, pełną instalacji i niespodzianek. Dzielnica przeszła ogromną transformację, stając się symbolem innowacji, sztuki i nowoczesnej urbanistyki. Dziś Île de Nantes to nie tylko popularna atrakcja turystyczna, ale także centrum kreatywności, które przyciąga artystów, projektantów i przedsiębiorców z całego świata. To miejsce, gdzie sztuka i design łączą się z przestrzenią miejską. Znajdziemy tu liczne galerie sztuki, studia projektowe oraz centra kreatywne, takie jak La Fabrique, gdzie odbywają się koncerty, wystawy i wydarzenia artystyczne. Dzielnica jest także pełna murali i instalacji artystycznych, które nadają jej niepowtarzalny charakter.

Jedną z największych atrakcji Île de Nantes jest Les Machines de l’Île, unikalny projekt artystyczno-techniczny inspirowany twórczością Jules’a Verne’a i Leonarda da Vinci. W jego ramach powstały gigantyczne, ruchome rzeźby mechaniczne, takie jak słynny Wielki Słoń, który zabiera turystów na przejażdżki ulicami wyspy. Jazda rowerem przez tę część miasta to jak podróż przez sen na jawie – mijamy gigantycznego słonia, który naprawdę chodzi, trąbi na turystów i pluje wodą!

Wystawa obejmuje także inne fantastyczne stworzenia, takie jak Carrousel des Mondes Marins. Jest to niezwykła karuzela inspirowana podwodnym światem. Île de Nantes to wyjątkowe miejsce, które łączy historię z nowoczesnością, sztukę z technologią i biznes z ekologią. Dzielnica ta jest symbolem udanej transformacji miejskiej, gdzie kreatywność nie zna granic, a kultura i innowacja są na wyciągnięcie ręki. To obowiązkowy punkt na mapie każdego turysty odwiedzającego Nantes i pragnącego doświadczyć czegoś naprawdę wyjątkowego.

Na rowerze ruszam w kierunku południowego brzegu Loary, gdzie znajduje się malownicza wioska rybacka Trentemoult. Jadąc wzdłuż rzeki, mijam zielone bulwary i industrialne graffiti. Po dotarciu na miejsce wita mnie kalejdoskop kolorowych domków, bujnych ogrodów i spokojnych kafejek przy wodzie. Kiedyś zamieszkana przez rybaków, dziś Trentemoult jest artystycznym azylem, gdzie czas płynie wolniej.

Rowerem przez Nantes to nie tylko sposób na zwiedzanie – to styl życia i okazja do prawdziwego kontaktu z miastem. Łącząc naturę, sztukę i francuski klimat, miasto zaprasza do zwiedzania na dwóch kółkach. A kiedy po całym dniu jazdy usiądziesz na brzegu Loary z bagietką i lokalnym cydrem, zrozumiesz, że właśnie tak smakuje francuska wolność.

Miasto wielu twarzy

Nantes to miasto, które można odkrywać na wiele sposobów. Pieszy spacer pozwala zanurzyć się w jego historii i architekturze, rower zaś odkrywa nowe perspektywy, łączy naturę z nowoczesnością i sztuką. To miasto, które wciąga, inspiruje i zaprasza do powrotu – niezależnie od tego, czy podróżujesz na piechotę, czy na dwóch kółkach. To miejsce, gdzie każdy zakątek skrywa artystyczną duszę, sprawiając, że wizyta w tym mieście staje się prawdziwą inspiracją i pozostaje w pamięci na długo po zakończeniu podróży.

Tekst i zdjęcia: Anna Molęda -Kompolt

O autorze

Od zawsze jestem związana z turystyką, a podróże są moją największą pasją.
Kocham podróżować, odkrywać nowe miejsca, poznawać kultury i ludzi:)
Odkrywanie świata to jedna wielka życiowa lekcja, która uczy determinacji, kreatywności, cierpliwości, a przede wszystkim siebie:)

Możesz również cieszyć się:

Translate »