(Reportaż z podróży o wyspie światła i zieleni)

Kiedy samolot zaczyna schodzić do lądowania, widać tylko ocean i góry. Po krótkim czasie obserwuję jak strome zbocza spadają niemal pionowo do turkusowej wody. Madera wita mnie jak z pocztówki: soczystą zielenią, klifami i słońcem, które mimo kalendarzowej wiosny przypieka jak w lipcu. Gdy wysiadłam z samolotu, powietrze pachniało świeżo, lekko słodko, jakby wiosna nie znała tu końca. Ten pierwszy krok na tej niezwykłej wyspie  był dla mnie czymś więcej niż tylko początkiem podróży. Już pierwsze chwile wystarczyły, bym zrozumiała, dlaczego nazywana jest wyspą wiecznej wiosny. Ten zakątek Atlantyku urzeka od pierwszego kroku  łagodnym klimatem i pięknymi widokami, które sprawiają, że każdy moment staje się tu niezapomnianym przeżyciem.

Madera to idealne miejsce zarówno dla miłośników aktywnego wypoczynku, jak i tych, którzy pragną po prostu odetchnąć od codzienności. Malownicze szlaki lewad, spektakularne klify, urokliwe miasteczka i lokalna kuchnia tworzą atmosferę, która przyciąga i nie pozwala o sobie zapomnieć. Tutaj czas płynie wolniej, a natura gra pierwsze skrzypce.

Gdzie kończy się Europa, a zaczyna marzenie

Choć Madera należy do Portugalii, jej położenie może zaskoczyć niejednego podróżnika. Ta niewielka, wulkaniczna wyspa zagubiona na Atlantyku, znajduje się bliżej Afryki niż Europy. Leży około 1000 kilometrów na południowy zachód od Lizbony i zaledwie 600 kilometrów od wybrzeży Maroka, co sprawia, że często mówi się o niej jako o „egzotycznym zakątku Europy”.

Madera jest największą z kilku wysp wchodzących w skład archipelagu Madery, który oprócz niej obejmuje też Porto Santo oraz dwie niezamieszkane grupy wysp: Desertas i Selvagens. Położenie wyspy na styku ciepłych prądów morskich i wulkanicznego podłoża sprawia, że Madera cieszy się łagodnym, niemal wiecznie wiosennym klimatem. To właśnie dzięki tej wyjątkowej lokalizacji roślinność bujnie porasta strome zbocza, a oceaniczna bryza łagodzi upały nawet w środku lata. Co ciekawe, choć geograficznie Madera leży bliżej Afryki niż Europy, kulturowo i administracyjnie jest w pełni europejska. Używa euro, obowiązuje tu język portugalski, a lot z Belgii trwa tylko około 4 godziny. To czyni ją idealnym miejscem na urlop dla tych, którzy marzą o egzotyce, ale nie chcą wyjeżdżać poza kontynent.

Funchal – stolica kolorów, smaków i widoków

Funchal to nie tylko stolica Madery, ale jej pulsujące serce, esencja tego, co na wyspie najbardziej urzeka. Tu każdy zakątek zaskakuje intensywnością kolorów, lokalnych aromatów i niezapomnianych widoków. To właśnie tu większość podróży po Maderze się zaczyna i często kończy z obietnicą powrotu. U mnie było dokładnie tak samo.

Kolory, które ożywiają zmysły

Już pierwszy spacer po Funchal to uczta dla oczu. Kolorowe fasady kamienic, mozaikowe chodniki, egzotyczne kwiaty i… drzwi. Tak, drzwi, bo to właśnie one są tu małym dziełem sztuki. W starej dzielnicy Santa Maria niemal każda kamienica ma własne, ręcznie malowane drzwi, które tworzą galerię pod gołym niebem. To miejsce tętni kreatywnością i atmosferą artystycznej swobody.

W Funchal kwitną nie tylko uliczne galerie, ale też prawdziwe ogrody. Ogród Botaniczny Madery (Jardim Botânico da Madeira) to miejsce obowiązkowe dla każdego, kto kocha przyrodę lub po prostu chce odpocząć w otoczeniu zieleni i śpiewu ptaków. Ogród znajduje się na wzgórzach powyżej miasta, z przepięknym widokiem na zatokę. Sprawia to ogromne wrażenie. Natomiast jedną z największych atrakcji ogrodu jest geometryczna rabata z kolorowych roślin, którą często widać na pocztówkach z Madery. Z góry przypomina zielony, żywy dywan utkany z kwiatów. Można wjechać tam kolejką linową z centrum Funchal (Teleférico do Funchal) i przesiąść się na drugą kolejkę do ogrodu.

Na uwagę zasługuje również Ogród Tropikalny Monte Palace (Jardim Tropical Monte Palace). Ten ogród to prawdziwa perła natury. Monte Palace Tropical Garden to połączenie ogrodu, muzeum sztuki i miejsca kontemplacji. Znajduje się w dzielnicy Monte, wysoko nad  miastem i rozciąga się wokół dawnego pałacu przekształconego w galerię sztuki. Zajmuje aż 7 hektarów i oferuje zwiedzającym niesamowitą kolekcję egzotycznych roślin z różnych kontynentów: Japonii, Afryki Południowej, Meksyku czy Madagaskaru. Wśród zieleni ukryte są stawy z koi, orientalne pawilony, mozaiki azulejos, rzeźby z Zimbabwe i fontanny. Całość tworzy niemal bajkowy klimat. Ma się wrażenie, jakby portugalska dusza spotkała się tu z kulturą Dalekiego Wschodu. Warto też zajrzeć do pałacu, w którym mieści się muzeum z kolekcją minerałów i sztuki współczesnej. Najwygodniej dojechać tam kolejką linową z centrum Funchal (Teleférico do Funchal). Ogród znajduje się zaraz przy górnej stacji. To miejsce nie pozwoliło mi odejść zbyt szybko. Zatrzymało mnie swoim kojącym spokojem, niezwykłymi krajobrazami i subtelną energią pięknej przyrody.

Smaki, które zostają w pamięci

Funchal to miasto, które karmi nie tylko oczy widokami, ale i duszę smakami. To miejsce, gdzie tradycja spotyka się z naturą, a każda potrawa ma swoją historię. Kuchnia Funchal łączy w sobie świeżość oceanu, aromat lokalnych przypraw i bogactwo regionalnych tradycji.

Jednym z najbardziej charakterystycznych dań Madery, które wydaje się być zaskakującym połączeniem jest czarna pałasza (espada) z dojrzałym bananem (scabbard fish i banan). Choć na pierwszy rzut oka może wydawać się ekstrawaganckie, to jest to klasyka na Maderze. Dla wielu turystów to jedno z najbardziej niezwykłych, a zarazem pamiętnych połączeń smakowych. Nie sposób odwiedzić Funchal i nie spróbować bolo do caco, czyli lokalnego płaskiego chleba pieczonego na gorącym kamieniu. Podawany jeszcze ciepły, najczęściej z masłem czosnkowym i pietruszką, uzależnia od pierwszego kęsa. Można go też znaleźć w wersji z serem lub jako baza do kanapek z grillowanymi warzywami (w wersji dla wegetarian). Smaki Funchal to nie tylko potrawy, ale i trunki. Poncha, tradycyjny napój alkoholowy z rumu, trzciny cukrowej (aguardente), miodu i świeżo wyciskanego soku z cytrusów, to napój, który potrafi rozgrzać serce. Podawana w barach z duszą, często z ręcznym mieszadłem (caralhinho), poncha jest symbolem towarzyskich spotkań i przyjemnych wieczorów.

Kolejnym niezwykle ciekawym miejscem jest lokalny market  Mercado dos Lavradores. Spacerując po nim trudno oprzeć się zapachowi i kolorom egzotycznych owoców, takich jak marakuja w kilkunastu odmianach, ananas, papaja czy pitanga. Ich świeżość i intensywny smak zostają w pamięci na długo. Na deser warto też spróbować bolo de mel, czyli ciasta miodowego o głębokim korzennym aromacie, które może dojrzewać tygodniami i wciąż zaskakuje bogactwem smaku. Po dniu pełnym zwiedzania zanurzam się w tętniące życiem lokale, gdzie regionalne smaki przeplatają się z kulinarną innowacją, a serdeczny klimat pozwala złapać oddech i poczuć prawdziwy rytm miasta.

Widoki, które zapierają dech

W tym niewielkim mieście, gdzie natura spotyka się z architekturą, a słońce maluje pejzaże każdego dnia inaczej, każdy widok może stać się pocztówką. Jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc przez turystów, i trudno się dziwić, jest Pico dos Barcelos. To właśnie stądrozpościera się rozległa panorama całego Funchal. Z wysokości ponad 350 metrów można podziwiać białe domki ze szkarłatnymi dachami, zielone tarasy winorośli i błękit oceanu. To idealne miejsce, by uchwycić w kadrze piękno stolicy Madery i poczuć jej przestrzeń.

Natomiast Funchal od strony oceanu to zupełnie inne doświadczenie. Spacerując promenadą Lido, chłonę widok niekończącej się tafli wody, zatok, skalistych klifów i luksusowych hoteli wyrastających ponad palmami. Tego dnia wyruszam też w rejs z portu. Łódź przecina spokojne wody Atlantyku, a przewodnik mówi, że Madera to jedno z najlepszych miejsc w Europie do obserwowania wielorybów i delfinów. Niemal cały rok można tu spotkać te morskie olbrzymy. I rzeczywiście po niecałej godzinie delfiny wyskakują tuż obok burty, niemal tańcząc na falach. Czas się zatrzymuje. W tej ciszy i zachwycie każdy czuje coś więcej niż tylko wakacyjne uniesienie. Osobiście poczułam pokorę wobec życia w jego najdzikszej postaci.

Po zejściu na ląd nie sposób oprzeć się pokusie odwiedzenia jednego z najsłynniejszych miejsc na Maderze – Muzeum CR7. Usytuowane tuż przy porcie, przyciąga tłumy miłośników futbolu z każdego zakątka świata. To właśnie tutaj, na tej malowniczej wyspie, narodziła się legenda – Cristiano Ronaldo, uznawany przez wielu za najwybitniejszego piłkarza w dziejach. W muzeum można podziwiać ponad 120 eksponatów związanych z życiem i karierą Cristiano Ronaldo, w tym jego cztery Złote Buty oraz pięć Złotych Piłek. Ekspozycja obejmuje również zdjęcia, filmy, interaktywne prezentacje oraz woskową figurę piłkarza.

Choć Funchal zachwyca za dnia, jego nocne oblicze jest równie oszałamiające. Setki świateł odbijających się w spokojnych wodach zatoki, ciche uliczki starówki i oświetlone ogrody tworzą romantyczny klimat. Z punktów widokowych, takich jak Miradouro do Pináculo, nocna panorama miasta robi niezapomniane wrażenie, szczególnie podczas festiwali (Festiwal Kwiatów w maju) lub świąt, kiedy miasto rozbłyskuje tysiącami kolorów. I jak mówi moja przesympatyczna przewodniczka Graca Lopes „Funchal to serce Madery i moje miejsce na ziemi. Tutaj historia miesza się z codziennym życiem. Mamy ponad 500 lat tradycji, kolonialną architekturę, stare kościoły, a jednocześnie nowoczesne kawiarnie, targi i sztukę uliczną. To miasto naprawdę żyje.”

Na wschód – urwiska, wioski i panoramy

Wypożyczam samochód i wyruszam na wschód. Droga jest kręta, ale każdy zakręt przynosi niezwykłe widoki. Pierwszy przystanek to Ponta de São Lourenço. Jest najdalej wysuniętym na wschód cyplem Madery, zupełnie odmiennym od reszty wyspy. Zamiast bujnej zieleni są tam surowe skały, czerwone i brunatne klify przypominające księżycowy krajobraz. Szlak, który prowadzi przez tę część wyspy, jest wymagający, ale nagroda na końcu, czyli widok z punktu widokowego na Ponta do Furado, rekompensuje każdy krok.

Po powrocie z klifów ruszam drogą na północ, do Machico. Jest to drugie co do wielkości miasto na Maderze, a zarazem pierwsze miejsce, gdzie w XV wieku przybili portugalscy odkrywcy. Miasto urzeka spokojem i autentycznością. Spacerując jego wąskimi uliczkami, można poczuć prawdziwy klimat dawnej Madery. Rybacy naprawiają sieci pod palmami, a starsze mieszkanki, siedząc przed domami, wymieniają się najnowszymi wieściami z sąsiedztwa. W porcie panuje sielankowa atmosfera, a kolorowe łódki kołyszą się na błękitnej wodzie. To idealne miejsce, by na chwilę zwolnić tempo, usiąść z kawą w jednej z lokalnych kawiarni i po prostu cieszyć się chwilą z widokiem na ocean i życie toczące się w rytmie wyspy.

Wspinam się serpentynami na północno-wschodnią część wyspy, do punktu widokowego Miradouro da Portela. Stąd rozciąga się widok na dolinę Machico i pokrytą chmurami grań gór centralnej Madery. Chwile ciszy przerywa jedynie wiatr i śpiew ptaków. Panorama jest niemal nierealna, jakby wyrwana z filmu przygodowego. Dalej trasa wiedzie przez gęste lasy wawrzynowe wpisane na listę UNESCO. To właśnie tu, w rejonie Ribeiro Frio, można zobaczyć, jak wyglądała Madera przed wiekami. Zupełnie dzika, tajemnicza i zielona. Levada do Balcões to jeden z łatwiejszych, a zarazem najbardziej malowniczych szlaków, który prowadzi mnie do kolejnego punktu widokowego. Gdy niebo jest czyste, widać stąd trzy najwyższe szczyty wyspy: Pico do Arieiro (1818 m n.p.m.), Pico das Torres (1853 m n.p.m.) i Pico Ruivo (1861 m n.p.m.). Szlaki łączące te szczyty należą do najpiękniejszych i najbardziej spektakularnych tras górskich na Maderze, a także w całej Europie.

Na północ – gdzie góry spotykają się z oceanem

Jadąc na północ Madery poczułam, że opuszczam już znane mi szlaki. Tutaj nie ma tłumów z aparatem w ręku i nie ma hoteli z basenami. Są za to lasy, wodospady, mgły przetaczające się przez górskie przełęcze i wioski, które trwają jakby  zupełnie odcięte od czasu. Północna część wyspy to jej najdziksze oblicze, które również jak wschód jest  zachwycająco piękne i wciąż autentyczne.

Wyjeżdżając z Funchal w kierunku północnym, droga zaczyna się wspinać serpentynami. W ciągu kilkudziesięciu minut klimat zmienia się kilkakrotnie, z letniego kurortu w góry spowite mgłą i lasy deszczowe. Po obu stronach asfaltu wyrastają wawrzyny, paprocie wielkości człowieka i eukaliptusy. Wkraczam w krainę lasów laurissilva, czyli pradawnych, wilgotnych i tajemniczych, które zostały wpisane na listę UNESCO.

Zatrzymuję się na chwilę w Ribeiro Frio, czyli  małej osadzie znanej z hodowli pstrągów i jednego z najpiękniejszych szlaków, levady do Balcões. Spacer do punktu widokowego zajmuje niespełna pół godziny, ale nagroda zapiera dech, bo panorama gór centralnych i dolin porośniętych soczystą zielenią jest wręcz niewiarygodnie piękna. Z gór zjeżdżam w stronę oceanu. W Porto da Cruz powietrze pachnie solą i melasą, bo wciąż działa tu stara destylarnia rumu z trzciny cukrowej, a turyści mogą spróbować ponchy prosto od źródła. To miasteczko ma niepowtarzalny klimat, z jednej strony otwarte na ocean, a z drugiej zamknięte w cieniu potężnego klifu Penha d’Águia. Na plaży zamiast ręczników i leżaków, surferzy wchodzą z deskami w spienione fale. To miejsce dla tych, którzy szukają emocji  i dla tych, którzy po prostu chcą usiąść na murku, patrzeć na wodę i słuchać oddechu Atlantyku, tak jak ja.

Kieruje się dalej na zachód, do jednego z najbardziej znanych symboli północnej Madery, do miasta o nazwie Santana. To tutaj można zobaczyć tradycyjne, trójkątne domki kryte strzechą. Kiedyś mieszkały w nich całe rodziny, a dziś część z nich to urocze skanseny. Pani Maria, starsza mieszkanka w stroju ludowym, z dumą opowiada o dawnych zwyczajach i pokazuje jak piec chleb w piecu opalanym drewnem. W Santanie warto też zboczyć na jeden z trekkingowych szlaków w stronę Queimadas i zielonej levady Caldeirão Verde. Północna Madera to raj dla piechurów. Jest pełna ścieżek prowadzących przez górskie tunele, nad wodospadami i przez doliny, w których słychać tylko śpiew ptaków i szum wody.

Najdalej na północnym zachodzie wyspy leży São Vicente. Jest to miasteczko o niezwykłym uroku, wtulone między wysokie klify a zielone zbocza gór. Znajdują się tu jedne z nielicznych jaskiń lawowych, które można zwiedzać, a podziemna trasa prowadzi przez tunele powstałe tysiące lat temu w wyniku wybuchu wulkanu. Ale prawdziwe piękno São Vicente odkrywa się nad oceanem. Tu kończy się droga. Dalej tylko widać bezkresne fale i linię horyzontu. Zanurzam się w kamienistej plaży, dzikich falach i ciszy, którą przerywa tylko szum wiatru. To idealne miejsce, by zakończyć podróż po północy Madery.

Na południe – gdzie klify sięgają nieba

Na koniec wyruszam na południe Madery. Po dniach spędzonych na lewadach, w górach i lasach wawrzynowych, czas zanurzyć się w innym obliczu wyspy. Ten region jest bardziej otwarty, słoneczny i morski. Droga prowadzi mnie w stronę klifu, o którym słyszałam wiele opowieści. Cabo Girão to jeden z najwyższych w Europie. Kręte zakręty prowadzą wysoko, coraz wyżej, aż w końcu samochód staje na parkingu tuż przy punkcie widokowym. Staję na szklanym tarasie zawieszonym 580 metrów nad oceanem. Widok zapiera mi dech w piersiach, ale prawdziwe emocje przychodzą dopiero wtedy, gdy spogladam pod nogi. Pod przezroczystą taflą rozciągają się zielone tarasy (fajãs), jakby przyklejone do pionowej ściany klifu. To miejsca uprawne, które jeszcze niedawno były niemal niedostępne, a dziś prowadzi do nich kolejka linowa. W oddali lśni ocean, a na horyzoncie wyłania się Funchal. Tu naprawdę czuje się wielkość natury i swoją własną maleńkość. Po chwili oddechu ruszam dalej, w dół, w stronę morza.

W drodze do hotelu zatrzymuje się w niezwykle urokliwym rybackim miasteczku Câmara de Lobos. Wąskie uliczki, białe fasady domków i  kolorowe łodzie leniwie bujają się na wodzie. Nie bez powodu Winston Churchill wybrał właśnie to miejsce, by rozstawić swoją sztalugę. W 1950 roku przyjechał tu malować i,  jak mówią mieszkańcy, zakochał się w tym krajobrazie od pierwszego spojrzenia.

Zatoka otoczona wzgórzami, słońce odbijające się w falach, śmiech dzieci i rozmowy rybaków tworzą niesamowitą atmosferę spokoju i autentyczności. W porcie siadam przy stoliku jednej z tawern i zamawiam lokalny trunek z rumu z trzciny cukrowej, soku z cytrusów i miodu. To nie tylko napój, to smak tej ziemi: mocny, orzeźwiający i pełen charakteru. Spaceruję jeszcze chwilę po nabrzeżu. Wdycham słony zapach morza, rozmawiam z rybakami naprawiającymi sieci i obserwuję, jak łodzie wracają z połowów. W Câmara de Lobos czas płynie inaczej. Wolniej i bardziej prawdziwie. Połączenie monumentalnego Cabo Girão i kameralnej, kolorowej Câmara de Lobos to esencja południowej  .

Madera to miejsce, które zachwyca różnorodnością i łączy w sobie dziką przyrodę, przyjazny klimat, wyjątkową kulturę oraz doskonałą kuchnię. To idealna destynacja zarówno na aktywne wakacje, jak i spokojny wypoczynek. Warto się przekonać osobiście! Ja się przekonałam i pragnę tam jeszcze powrócić.

Tekst i zdjęcia: Anna Molęda – Kompolt

O autorze

Od zawsze jestem związana z turystyką, a podróże są moją największą pasją.
Kocham podróżować, odkrywać nowe miejsca, poznawać kultury i ludzi:)
Odkrywanie świata to jedna wielka życiowa lekcja, która uczy determinacji, kreatywności, cierpliwości, a przede wszystkim siebie:)

Możesz również cieszyć się:

Translate »